sobota, 16 lutego 2013

[001]Wicher zmian przynosi burzę wypadków...

Adeline próbowała otworzyć swoje oczy zobaczywszy promienie zimowego słońca które, ją oślepiły. Błyszcząca kula tego brzasku otulona została igłami siarczystego, klującego mrozu. Wiatr tego dnia zamyślony, jakby, nieobecny dął tylko raz na jakiś czas. Złotowłosa obróciła się na drugi bok odkrywszy swe wdzięki. Leżąc tyłem do życiodajnego źródła fotonów podniosła górną powiekę a opuściła dolną. Jej oczom ukazał się pokój wraz z meblami, których szczerze nienawidziła. Przypominały o beznadziejności ziemskiego padołu, suchej egzystencji, o obowiązkach. Była stworzona do większych rzeczy niż odrabianie prac domowych i obieranie kartofli. Wykrzywiła ironicznie swoją twarz i spojrzała na słońce. Przez zmrużone powieki obserwowała mroczki pojawiające się przed nią. Obraz wyklarowany przez nią w jej mózgu przywracał jej chęć życia, odkrywał uśpione pokłady optymizmu i dziecięcej radość ,produktów tak niezbędnych do jej celu - szczęścia. Dawało jej tą rozkosz również przebywanie z kwiatami i cudowną wonią, olfaktoryczną ekstazę jej to sprawiało wprost. Te drobnostki dawały jej życie, niemal dosłownie. W swoim kilkunastoletnim życiu miała za sobą kilka prób samobójczych.... Podcinała sobie żyły, chciała się powiesić na drzewie, w lesie, gdzie biotop pochłonąłby jej ciało było częścią przyrody i pragnęła spoić się w jedno z tą bezkresną materią w ciągłym ruchu. Wędrówka, podróże odkrywanie światów, eksploracja tego, co ludziom zdaje się być nie dostępne, tabu, - to było jej przeznaczenie. Wstała z łóżka lewą nogę, przeklęła "jak zwykle będzie źle". Podeszła pod szafę i otworzyła, stare, skrzypiące i mahoniowe drzwi z mosiężnymi okuciami. Wybrała czarną sukienkę i poszła do toalety. 
Mdłe rozmowy o kieracie współczesnego człowieka były głównym daniem śniadania. Seledynowooka przyprawiła dyskusję kartką z jej ocenami. Ojciec,wysoki brunet, spąsował i rozbił krzesło na żyrandolu. z nieba posypały się iskry. Adeline wiedziała, że to nie jest ważne. Posmarowała chleb tutelą i wyszła z domu.
Dzięki swoim długim nogom dziewczyna szybko znalazła się w pobliżu szkoły. Zatrzymała się przy barze i zauważyłam tam Niego. Jej były . Pchnął ją do pierwszej próby samobójstwa. 
W upalne wakacje wyjechali całą paczką: Jamee, Kristi i On... Marco nad morze. Majestatyczne klify perliły się nad lazurową głębią oceanu całując firmament białymi ustami. Zawstydzony nieboskłon jedynie głaskał wiatrem delikatną taflę wywołując fale namiętności. Tak było i w przypadku naszej bohaterki. Widziała cały świat, kosmos, gwiazdy i komety w oczach lubego. Źrenice jak gwiazdy tęczówki jak planety a białka... materia jeszcze nieskondensowana, co może dać życie nowe, może grzeszyć, a może bronić dobra piersią, nie! życiem , całym sobą. Wpatrzona widziała jego i siebie kończących szkołę, studia, przechodzących na emeryturę ciągle razem. Obudzona radosnymi krzykami szczęścia zobaczyła zgliszcza swej nadziei. Wesoło wyszła z namiotu a przed oczami stanęła para kochanków. Tubylcza kobieta i przystojny młodzik z dobrze zarysowaną żuchwą. Nie rozpoznała w pierwszej chwili skupiska kosmosu w tym jednym, maleńkim, chociaż był wysoki i postawny, organizmie.Nie chciała tego z całych sił i nie dopuszczała takiej opcji do głosu. Zacząwszy kroczyć w stronę prowizorycznego ukojenia rozpalonego ciała. Zamiast stukotu życiodajnych kropel usłyszała "Pozwól kochanie że wszystko Ci wytłumaczę!" . Stanęła jak zaczarowana zamieniwszy się w słup milczenia, drżący niczym stalowa struna wirtuoza instrumentu. Jak to jest możliwe? Czyżby ta złowieszcza przepowiednia miała się sprawdzić? Co za oniryczna farsa! Taki pospolity sen mógłby zaważyć na całym jej życiu? Na jeszcze nie narodzonych dzieciach tej międzygalaktycznej erudycji? Z dziewką o mordzie jak kartofel? Rycerz w zbroi iskrzącej niczym księżycowy pył a hardy jak budulec ludzkiego ciała stopiony w piekle i przemetamorfizowany na największego przyjaciela kobiety? To wszystko rozprysnęło się mgnieniu oka. 
Zrezygnowała z zakupów i popędziła szybko w kierunku edukacyjnego gmachu. Jednak już tam nie dotarła. Patrzyła na znienawidzone mury zohydzonych ludzi drzewa pełne zawiści i czuła bezkresny ocean rozpaczy całą swoją duszą. Nagle spostrzegła, że wszystko zaczyna znikać. Mroczna powódź pochłaniała swoimi mackami. Oczy jej stały się rozbiegane. Ciało zdrętwiało. Różane usta otworzyły się aby zrodzić krzyk Nie mogła. Po prostu nie mogła. Zaniemogła.
-Nie bój się- szepnął głos nie doczekawszy się sygnału życia od niewiasty. - Zostałaś wybrana, jeśli chcesz możesz jednak zrzec się tej funkcji.
- Jakiej- uniżenie zapytała
- Bądź gotowa, zjawię się wieczorem.
Wszystko powróciło do stanu sprzed apokaliptycznego poematu. A wiatr zdmuchiwał kurz i szarpał liście nie znosiwszy ich obłudy...

3 komentarze:

  1. Wspaniale ryje bańke !!! Już nie moge się doczekać tego wieczoru będzie sie działo podobno ma się zjawić Drako Malfoj szaleństwo !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że już sobie poradziłaś z ramką 'obserwatorzy' (: w takim razie nic ty po mnie (:

    Wioska Szablonów

    PS. weryfikacja obrazkowa nie sprzyja dużej ilości komentarzy ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. 54 yrs old Information Systems Manager Bernadene Bottinelli, hailing from Happy Valley-Goose Bay enjoys watching movies like My Father the Hero and Lacemaking. Took a trip to Su Nuraxi di Barumini and drives a XC60. strony

    OdpowiedzUsuń