wtorek, 30 kwietnia 2013

[004]Gotowa na brzemię.

 Do portu zawitał wielki parowiec mający zabrać światową śmietankę między fale oceanów. Dzieci rogu obfitości pracowały nad finalnym kunsztem stalowego wytopu mechanicznych kowali. Życiorys  gargantuicznego tworu przyprawiano grabowymi dziećmi natury. W kajucie balowej stał posąg zniewolonego zwierzęcia. Za pomocą gazet i poczty semaforowej prześcigający się w formach klakierzy władzy wychwalali pod nieboskłon cześć i glorię statku. Stada przypływającej, wodnej fauny patrzyły na pyszny obraz ludzkości z podejrzeniem. Jednak przez swoje defekty i niemienie były zmuszone do posłuszeństwa. Kiedy nadszedł dzień odpływu, kapitan chłodem spojówek objął dzieło zapraszając ciepło pasażerów. Po wypłybięciu silosu bogactwa i zepsucia załoga zauważyła w toni straszliwą prawdę. Pasażerki statku obserwowały śnięte ryby zza burty krzycząc "Podajcie leki! Podajcie leki!"

 Zielony niczym majowa trawa blask turmalinu jej oczy obejmował komnatę. Perfekcyjna konfiguracja materialnych obiektów na ograniczonej płaszczyźnie budowli dawała jej spełnienie. W końcu ktoś docenił jej intelekt i zrozumiał jej afrodytyczność. Lata granatowego cierpienia zrodziły jej oczami galaktyki łez metafizycznego cierpienia. Nadzieja poczęła blask jutra szczęśliwego. Niebieskie róże zwiędły a żółte tulipany zakwitły. Tak. Skończywszy swoją gehennę poszła zaznań olfaktorycznej rozkoszy olejków produkowany przez tubylców z płodów natury innego wymiaru. Postanowiła założyć szaty. Udała się do zdroju tryskającego w łaźni pałacowej nieopodal jej przybytku.
Adeline powoli zanurzyła stopę w niebiańskich wonnościach. Psychotyczne opary wypełniały jej nozdrza. Nie potrafiła określić zapachu dokładnie, ale wiedziała jedno. Kompozycja wzbudzała u niej niesamowite uczucia pobudzając nieznane obszary w jej mózgu. Stojąc wpatrywała się w swoje odbicie na zwierciadle wodnym. Czy to sen czy jawa?

 Seledynowe kafelki, biała pościel i oślepiające światło. To widziała. Byłą spokojna. Przecież oddawała się w ręce specjalistów, najlepszych w swoim fachu. Profesorów habilitowanych wygłaszających Wielkie Przemówienia na Wielkich Konferencjach. Przesycona czystością pościel obejmowała jej nagie ciało. Anestezjolog zaaplikował dożylnie dawkę narkozy, dopasowaną do niej. Do jej ciała, do jej wieku, do jej umysłu, do jej wzrostu, do jej masy, zgodnie z wieloletnim doświadczeniem, zgodnie z normami, zgodnie z zaleceniami. Próbowała zasnąć. Ciało odmawiało jej posłuszeństwa. Zamknęła oczy. Dźwięk kroków. Słowa. Cięcie. Krew.

 Otworzyła oczy nie mówiąc ani słowa. Powróciła. Ta mara nie dawała jej spokoju. Prześladowała ją jak dziecko koszmar. 
Niech to się skończy, niech ten mrok ze mnie wypłynie.
Słowa krążyły w jej myślach, nie pozwalały na myślenie. Po chwili otumanienia wstała i okryła się tkaniną miękka jak poranny ciepły deszcz.

 Wróciła do pokoju. Złożyła dwoje ciało na posłani białym jak obłok świeżo utkany przez  Junonę, błyszczący blaskiem grotów trój-zęba Posejdona. Porozrzucane tkaniny niczym liście z jesiennych drzew leżały lekko i miękko dając subtelne i eteryczne ciepło.Pokój biały jak łza niemowlęcia oświetlały promienie gwiazdy. Miotały one poszukując celu do spenetrowania, aby wywlec na światło każdą niedoskonałość, detal. Pomieszczenie nie miało czterech ścian. To nie była zwykła komnata w której można po cichu zamordować Króla. Zewnętrzną ścianą był cały świat.  Ten pokój był całym światem. A weń była gotowa Adeline.
/~~^~~^~~^~~~~...\
Przerwa była nie co dłuższa niż się spodizewałam, niż tego cciałam. Przez ten czas pisałam, kawałek po kawałku oddając za każdym razem cząstkę siebie. Dziękuję wam, ze jesteście, z całego serca. 
Dla osoby która pierwszy raz przeczytała pierwszy rozdział. Dziękuję.